Zdrowie i bezpieczeństwo
Ze względami ochrony środowiska ściśle związane są kwestie zdrowia i bezpieczeństwa. Głównym polem bitwy są tu artykuły żywnościowe, gdzie cala armia grup nacisku zaangażowała się w masę oświadczeń i kontroświadczeń na temat tłuszczów, błonnika, cukru, „dodatków”, „potraw nicpelnowartościowych” (w barach przekąs- kowych, kupowanych z automatów itp. – przyp. tłum.) i – w szerszym znaczeniu – charakteru i składników zdrowej diety. No i, oczywiście, alkohol. Proszę do tego dodać możliwe umiędzynarodowienie japońskiego bzika na punkcie tak zwanej „żywności funkcjonalnej” (która jest komponowana, na przykład, dla ułatwienia trawienia), a otrzymamy rozległą dziedzinę, w której reklama może być (i będzie) oskarżana o wprowadzanie w błąd, sianie zamieszania, a nawet trucie ludzi.
Wiele z tych zagadnień już na dobre weszło w sferę działania systemów regulacyjnych lub samoregulujących. Lecz nie spowoduje to, że ludzie przestaną być wprowadzani w błąd i wprawiani w zakłopotanie, zwłaszcza jeżeli nie wiedzą (w przeciwieństwie do reklamodawców) dokładnie, jakie roszczenia mogą być zgłaszane i jak sprytny tekściarz może obejść reguły.
Dziedzina ta dojrzała do tego, by zacząć spierać się i wzajemnie obwiniać. Reklama zawsze będzie doświadczała dużej dozy zarzutów. Po części problem polega na tym, że – mówiąc językiem sportowym
– poprzeczka stale jest podnoszona. Z punktu widzenia roku 1970 trudno dać wiarę, że ITVA mogłaby – jak to czyni obecnie
– odmówić zaakceptowania stwierdzeń tego typu, że mleko w czekoladzie mlecznej jest w jakimś sensie zdrowe. Podobna sytuacja powstaje w innej, całkowicie odmiennej, lecz równie pojemnej sferze
– reklamie samochodów. Dość nagle stało się rzeczą prawie nie do przyjęcia mówienie w reklamie o szybkości samochodu i przyspieszeniu, jako że jest to rzekomo zachętą do niebezpiecznej jazdy. Jedna połowa mojej osoby mówi, że są to pobożne, lecz nic nie warte życzenia, ale druga jest gotowa tego słuchać.
Leave a reply